Niewiele jest w Polsce miejsc tak chętnie eksploatowanych przez kinematografię, jak twierdza Modlin. Jej potencjał turystyczny z pewnością przewyższa filmowy, lecz nie jest aż tak dobrze wykorzystany. A szkoda, bo to co nieźle wygląda na ekranie, w naturze często prezentuje się jeszcze lepiej, nawet jeśli jest nieco zaniedbane.
Obiekt taki jak twierdza Modlin powinien być turystycznym rajem. Rozległe tereny zielone, kilometry tras spacerowych, malownicze położenie, bliskość stolicy i dostępność komunikacyjna czynią z tego miejsca perełkę, niestety przykrytą warstwą mułu. Nawet w szczycie sezonu przy sprzyjającej aurze twierdza odwiedzana jest przez nielicznych ciekawskich.
Ci, którzy zapuszczą się w głąb opustoszałych fortyfikacji mogą liczyć na spokój i ciszę zakłócaną jedynie odgłosami chrzęszczących pod stopami śladów dawnej chwały tego miejsca. Oprócz odosobnienia, we wnętrzach budynków znajdą ceglane rumowisko przetykane gęsto fragmentami szkła, kafelków, ale także brzdękającymi pozostałościami po spotkaniach lokalnych klubów dyskusyjnych.

Po latach służby wojskowej, Modlin zieje pustką i stopniowo niszczeje, czekając na lepsze czasy. Czy zagwarantuje mu je turystyka -jeszcze nie wiadomo. Na razie twierdzę bez skrupułów wykorzystują na różne sposoby eksperci od plenerów filmowych.
Dla miłośników polskiego kina Modlin jest punktem obowiązkowym – każdy znajdzie tu coś dla siebie. Chyba żaden szanujący się polski film wojenny nie obył się bez choćby jednego kadru sfilmowanego na tle którejś z bram czy koszar. Znajome widoki znajdą tu w zasadzie miłośnicy wszystkich form i gatunków: od science-fiction poprzez romans, serial obyczajowy czy teledysk – wyobraźnia twórców nie zna granic, potrafią więc „obsadzić” Modlin w każdej roli.

Wśród filmów wojennych, które filmowano w Modlinie znajdziemy przegląd polskiej klasyki: „CK Dezerterzy”, „Pułkownik Kwiatkowski”, „Operacja Dunaj”, „Czas honoru”, „Jutro idziemy do kina”, „1920. Wojna i miłość”, „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć”, „W ciemności”. Zwiedzający twierdzę z pewnością natkną się na charakterystyczny kształt Bramy Ostrołęckiej, pochodzącej z okresu rozbudowy po powstaniu listopadowym. To właśnie przez nią przejeżdżali wycyganionym od armii gazikiem Marek Kondrat ze Zbigniewem Zamachowskim w „Pułkowniku Kwiatkowskim”.
Ciężko też przeoczyć znajdującą się nieopodal Wieży Czerwonej bramę Poniatowskiego, zbudowaną podobnie jak Ostrołęcka w 1836 r. Pojawia się ona w „CK Dezerterach”, podobnie zresztą jak sama wieża, zwana też „tatarską” lub „kaukaską”. Zanim zrobiła zawrotną karierę filmową, ta część twierdzy pełniła funkcję obserwacyjną, a nazwa pochodzi stąd, że zamieszkiwali ją żołnierze rosyjscy wyznania muzułmańskiego.

Filmy kręcone w Modlinie i okolicach można w zasadzie wymieniać w nieskończoność – gdzie się nie ruszymy tam napotkamy a to znaną z „Operacji Dunaj” działobitnię Dehna (generał Dehn był głównym autorem rozbudowy twierdzy w latach 1832-41) a to słynne najdłuższe w Europie koszary pojawiające się w nowej, niezłej wersji „Hansa Klossa” a to Bramę Napoleona, która pojawia się w serialu „Kryminalni”. W „filmografii” Modlina występują też takie kurioza jak „Kochaj i tańcz” czy jeden z teledysków piosenkarki zwanej Moniką Brodką (pojawia się tam modliński most):
Wśród najbardziej absurdalnych tytułów, których twórcy nawiedzili tutejsze fortyfikacje, znajduje się japońsko-polskie science-fiction „Avalon” z Małgorzatą Foremniak w roli głównej. Przez dzieło to nie przebrnęłam, o ile bowiem gry komputerowe bywają fajne, to już filmy których akcja dzieje się w grze wojennej, należą do kategorii rozrywek z pogranicza masochizmu. Odważyłam się zagłębić w polsko-japońskie dzieło jedynie na tyle, by stwierdzić, że do jego stworzenia posłużono się m.in. modlińskim spichlerzem.
Budynek ten, choć zniszczony, zdecydowanie zasługuje na uwagę ze względu na piękne położenie na cyplu po drugiej stronie Wisły oraz na swoją urodę. Swego czasu, zanim został zniszczony podczas II wojny światowej, uchodził za najpiękniejszy gmach na terenie Królestwa Polskiego. Urodę tę, choć nadszarpniętą, doceniają filmowcy. Powstawały tu zdjęcia m.in. do”Hansa Klossa. Stawki większej niż śmierć”, a także do „Pana Tadeusza”.

W tym ostatnim spichlerz gra zniszczony zębem czasów zamek Horeszków. Ta decyzja artystyczna może dziwić czytelników Mickiewicza oraz wszystkich tych, którzy dysponują choćby podstawową wiedzą o fabule naszej narodowej epopei. Spichlerz powstał bowiem w 1844 roku, czyli długo po latach, w których rozgrywa się akcja „Pana Tadeusza”. Mogłoby się wydawać, że na terenie Polski znajdzie się parę zamków, które stylem architektonicznym bardziej pasowałyby do wyobrażenia o tym, jak wyglądał zamek Horeszków, Wajda postawił jednak na budynek z połowy XIX w. Cóż, widocznie jest to prawo do fanaberii przysługujące jedynie tym najwybitniejszym.
Choć filmowy dorobek twierdzy jest imponujący i obfitujący w dzieła wojenne, rzadko zdarza się by Modlin grał sam siebie. Jednym z takich przypadków jest film „Jutro idziemy do kina” i jest to historycznie uzasadnione. W okresie międzywojennym znajdowała się tutaj Szkoła Podchorążych Broni Pancernych, a jeden z bohaterów filmu, grany przez Jakuba Wesołowskiego odbywa w Modlinie szkolenie kadeta.

Niestety, nie wszystkie filmy, w których Modlin występuje jako Modlin, są tak udane jak „Jutro idziemy do kina”. Wkrótce nadejdzie 15 sierpnia, być może stacje telewizyjne przypomną więc ten, który należy do tej drugiej kategorii. Chodzi oczywiście o film „Natasza Urbańska czyli Cud nad Wisłą”, dzieło prezentowane szerokiej publiczności pod mylącym tytułem „1920. Bitwa Warszawska”.
Podczas walk z Bolszewikami w Modlinie stacjonowała 5 Armia generała Sikorskiego i faktycznie kadry z carskimi koszarami w tle pojawiają się w dziele Hoffmanna. Z niezrozumiałych względów wybitny ten twórca zapędził do Modlina również Piłsudskiego alias Olbrychskiego, który pojawia się na tle Bramy Poniatowskiego. Nie można jednak przywiązywać do tego faktu zbyt dużej wagi, bo gdyby brać na serio wszystko, co dzieje się w filmie Hoffmanna, to należałoby znacząco zweryfikować naszą wiedzę o wydarzeniach z 1920.
Przede wszystkim, Hoffmann rozstrzygnął odwieczny dylemat historyków spierających się o to, komu należy przypisać większe zasługi za zwycięstwo: Piłsudskiemu czy Rozwadowskiemu. Z filmu w sposób oczywisty wynika bowiem, że szalę zwycięstwa na naszą korzyść przechylił nie żaden manewr znad Wieprza, tylko celny ostrzał z CKM-u w wykonaniu Nataszy Urbańskiej.
Która w tym filmie jest piosenkarką, sanitariuszką, żołnierzem, aż dziw że nie księdzem Skorupką i postacią w zasadzie bardziej istotną niż wszyscy wodzowie polskiej armii. A już na pewno ważniejszą i lepiej eksponowaną niż grany przez Borysa Szyca Jasiek, teoretycznie bohater główny, a tak naprawdę najbardziej mdła i nijaka postać w historii polskiego filmu wojennego.
Całe dzieło, łącznie z początkowym Efektem Specjalnym w postaci chmury z piorunem nad głową Lenina (w Ogniem i Mieczem zastosowano ten Efekt nad głową Chmielnickiego) dowodzi przede wszystkim, że jeśli scenariusza nie pisał Sienkiewicz, to film Hoffmanna udany być nie może. I że żaden budżet, żadna scena bitewna ani najlepszy plener nie zastąpią trzymającej się kupy fabuły i wartkiej akcji.
15 sierpnia lepiej posłuchać sobie Sabatonu:
Modlin daje twórcom bardzo rozległe możliwości – jak widać, kilka zaniedbanych powojskowych zabudowań może zapłodnić wyobraźnię w sposób nieograniczony. Warto więc, póki jeszcze można, zwiedzić ten „dziewiczy” niszczejący Modlin, zanim powstanie tu jakaś galeria handlowa czy kolejny hotel. Nieuchronna adaptacja turystyczna tych pięknych terenów z pewnością wyjdzie wszystkim na dobre, jednak to co dzikie i opustoszałe też ma swój urok.