Niewiele jest na świecie obiektów z tak potężnym filmowym potencjałem, jak gotyckie twierdze. Wydawać by się mogło, że stolica państwa krzyżackiego zrobi zawrotną karierę w polskiej i światowej kinematografii. W pewnym sensie tak się stało, nie była to jednak kariera usłana różami.
Dla niektórych plenerów ich ogromny potencjał jest jednocześnie ograniczeniem. Zabytki wybitnie rozpoznawalne mogą albo grać same siebie, albo udawać fikcyjne miejsca w filmach, których akcja dzieje się w rzeczywistości alternatywnej. Taka właśnie klątwa zawisła nad Malborkiem. Stał się plenerem nie tylko dla filmów historycznych, tych bardziej (Krzyżacy) czy mniej (Kopernik) udanych, a także dla polskich produkcji, które z braku lepszego słowa należałoby określić mianem fantastyki.

Gdy pokolenia Wielkich Mistrzów Zakonu Krzyżackiego zatrudniały cały geniusz inżynierii dostępny średniowiecznej Europie, by stworzyć jeden z najwybitniejszych przykładów gotyckiej architektury obronnej, nawet nie śniło im się, jak spuściznę tę potraktują polscy filmowcy. Gdyby mogli przewidzieć, że Malbork przysłuży się powstaniu produkcji takiej jak „Wiedźmin”, Krzyżacy zapewne z jeszcze większą zaciekłością broniliby swej stolicy przed wojskami polskimi.
Zamek w Malborku został ciężko doświadczony przez los i historię. Do dziś zresztą trwa renowacja niektórych jego wnętrz. Remont Kościoła św. Anny na Zamku Wysokim zakończy się wiosną 2016 r. Dopiero teraz kończymy naprawiać szkody wyrządzone wspaniałej twierdzy podczas II wojny światowej.
O tym, jak dotkliwe były to zniszczenia, możemy się przekonać oglądając serial „Pan Samochodzik i Templariusze”, gdzie Malbork oczywiście gra sam siebie. Sceny filmowane w 1971 r pokazują zamek w stanie sprzed kończonej obecnie renowacji.

Bitwę z udziałem Malborka i czołgów sowieckich możemy z kolei podziwiać w filmie „Król Olch”, którego fabuła ma co prawda luźny związek z historią, ale powstała na kanwie pewnych faktów z dziejów Malborka. Nasz zamek gra w tym filmie fikcyjną twierdzę Kaltenborn, w której podczas II wojny światowej mieści się szkółka dla młodocianych nazistów. A w Malborku rzeczywiście podczas okupacji niemieckiej odbywały się ślubowania młodzieży niemieckiej wstępującej do Hitlerjugend.
Film kończy się sekwencją bitewną, podczas której naziści bronią się w zamku przed wojskami sowieckimi. I ten fakt ma coś wspólnego z prawdą historyczną, zamek ucierpiał bowiem podczas działań wojennych na Pomorzu. Uszkodzeniu uległy m.in.: prezbiterium kościoła Najświętszej Marii Panny z mozaikową figurą Marii z Dzieciątkiem, wieża główna, skrzydło wschodnie Zamku Średniego oraz zabudowa Przedzamcza.

Jeszcze większego barbarzyństwa niż wojska niemieckie i sowieckie dopuścili się pruscy zaborcy, którzy w jakiejś szalonej wizji doskonalenia na swoją modłę perełki gotyckiej architektury dokonali wyburzeń, częściowej rozbiórki oraz innych przekształceń – delikatnie rzecz ujmując – przeprowadzonych w rozbieżności z zasadami konserwacji zabytków. Po zdobyciu, a następnie wycofaniu się z Malborka wojsk napoleońskich, rozpoczął się żmudny proces odbudowy twierdzy po tamtych zniszczeniach.
Wszystkie te traumatyczne przejścia nie mogły być jednak dla dumnej twierdzy tak dotkliwe jak to, że wykorzystana została ona do wytworzenia jednego z najbardziej żenujących tekstów w historii polskiej kultury. Tym bardziej, że masakruje on bezlitośnie swój wybitny literacki pierwowzór, czyli uwielbiane przez rzesze fanów opowiadania Andrzeja Sapkowskiego.

Ci, którzy mnie znają wiedzą, że Sapkowski to dla mnie świętość. Ci, którzy mnie nie znają a chcieliby poznać, niech to zapamiętają. A ci, którzy przyłożyli rękę do produkcji filmu i serialu „Wiedźmin” lepiej niech się modlą, żeby mnie nie spotkali.
Sprawiedliwości zresztą stało się już częściowo zadość. Gdyby ktoś zachodził w głowę, czy Lew Rywin słusznie odsiadywał swój wyrok, powinien pamiętać, że był on producentem serialu „Wiedźmin”. Nazwisko reżysera serialu zostało słusznie zapomniane, a jedynymi którzy chcieli jeszcze współpracować z nim przy produkcji filmów byli właśnie Niemcy. Scenarzysta zaś, gdy ujrzał na ekranie to, co zrobiono na podstawie jego tekstu, usiłował wymazać swoje nazwisko z listy płac. Ponieważ mu się to nie udało, Michał Szczerbic czekał wiele lat na kolejną propozycję pracy. Ta okazała się – o dziwo – całkiem owocna. Aż trudno uwierzyć, że autor ten napisał wiele lat potem tak udany scenariusz jak „Róża”.
Nie poświęcę zbyt wiele miejsca na swoim blogu recenzowaniu serialu „Wiedźmin”, jego ułomności może bowiem dostrzec każdy, kto osiągnął poziom umysłowy 2-latka. Gdyby powiedzieć, że dialogi są tak drewniane, że można by nimi palić w kominku, reżyserii i aktorstwa wstydziłaby się grupa przedszkolaków inscenizująca „Przygody Jasia i Małgosi”, kostiumy zostały zdjęte z mieszkańców warszawskiego dworca centralnego, a efekty specjalne pochodzą z czasów pierwszych filmów o Godzilli, to w zasadzie byłyby to same komplementy.
Aby w pełni zobrazować walory tego serialu należałoby raczej stwierdzić, że mógłby on służyć za broń biologiczną masowego rażenia. Każdy, kto go ogląda naraża się bowiem na trwałe uszkodzenia mózgu i psychiki. Mam nadzieję, że któryś z Czytelników doceni, iż podjęłam to ryzyko i na potrzeby tego bloga, aby przekonać się na własne oczy, które sceny kręcono na zamku, obejrzałam każdy z piekielnych 13 odcinków.
Tropiąc kadry z Malborka wśród scen z udziałem wyglądających jak dziady proszalne elfów (nie bez powodu ich króla gra Daniel Olbrychski), pomalowanych na zielono driad, zagubionych i ewidentnie skacowanych Żebrowskiego i Zamachowskiego oraz dzieci recytujących swe kwestie niczym plastikowe lalki z amerykańskich horrorów, odkryłam kolejny zabieg artystyczny twórców.
Zabieg ten jest co prawda pochodną oszczędności budżetowych, których nie powstydziłby się Ebenezer Scrooge, a jednak wywołuje pewien psychodeliczny efekt, który z pewnością wzbogaca artyzm filmu. Skoro wykosztowano się już na to, by kręcić w Malborku, postanowiono wykorzystać ten plener do granic możliwości. W efekcie Malbork gra w serialu trzy różne lokalizacje, w tym Cintrę i Wyzimę, stolicę Temerii. Pojawia się też w końcowych odcinkach, gdy Geralt i Jaskier odbijają Ciri z rąk Zbójcerzy… tfu, rycerzy-zakonników pod wodzą Falwicka.

Ponieważ w miejscach tych Geralt spędza sporo czasu, widz doświadcza swego rodzaju pętli czasowej na podobieństwo „Dnia Świstaka”. Geralt w szóstym odcinku gości na dworze królowej Calanthe, granym przez niską sień w Pałacu Wielkich Mistrzów i Zamek Wysoki, obiecuje wyjechać na zawsze, po czym trafia do Temerii… i znowu jest w Malborku, z tym że na Przedzamczu.
Takich przeskoków w czasoprzestrzeni jest w serialu kilka i znacznie zwiększają one wśród widzów zamęt grubymi nićmi szyty (ten ostatni zwrot jest hołdem dla dzielnego człowieka, który nie dość że przed laty obejrzał wszystkie odcinki, to jeszcze pieczołowicie, scena po scenie je zrecenzował, pomagając odzyskać równowagę psychiczną wielu ogłuszonym przez serial rodakom).

Malbork jest jedyną zaletą tego filmu, podobnie jak kilku innych. Fotogeniczna gotycka architektura przyciągała wielu filmowych nieudaczników. Dość powiedzieć, że kręcono tu kolejne polskie produkcje osadzone w fikcji, takie jak „Alchemik” czy „Dzieje Pana Twardowskiego”, czyli filmy nieoglądalne. Malbork występuje też w niewiele bardziej udanym filmie „Sztos” i tutaj gra sam siebie, a dziedziniec Zamku Średniego jest świadkiem przekrętu dokonanego na Leonie Niemczyku.
Na tle tych produkcji nakręcona w Malborku reklama makaronu Malma z Sophią Loren w roli głównej wydaje się być całkiem przyzwoitym kinem:
Zastanawiając się, czy w Malborku, oprócz Krzyżaków i Króla Olch, powstało coś wartego obejrzenia, natrafiłam na frapujący tytuł „Zabić smoka”, film fabularny produkcji ZSRR z 1988 r. Może i miałabym odwagę sprawdzić, czy radziecka fantastyka prześcignęła „Wiedźmina”, ale niestety do całości dzieła nie udało mi się dotrzeć. Gdyby któryś z czytelników je znał, będę wdzięczna za rozwianie tej wątpliwości. Dostępne tu i ówdzie fragmenty obiecują nie lada przeżycia estetyczno-kulturowe.
Malbork, największy gotycki zamek w Europie, od dawna fascynuje, inspiruje i zachwyca. Nic dziwnego, że ten bajkowy plener zyskał uznanie twórców filmów fantasy. Byłoby jednak wskazane, gdyby dzieła tych twórców miały szansę zyskać uznanie widzów. Nie jest możliwe, żeby Malbork na ekranie zachwycił tak samo jak na żywo, ale może przynajmniej kiedyś doczeka się swojego Petera Jacksona.
Już dawno, dawno temu napisałam o tej niefortunnej lokalizacji wierszyk w klimacie fredrowskim, zaczynał się od słów „Foltest z Calanthe w jednym stali domu, Foltest na górze, Calanthe na dole” 🙂
PolubieniePolubienie