Nie tylko dla orłów

Aby zwiedzić podsalzburską twierdzę Hohenwerfen nie trzeba, na szczęście, jak Clint Eastwood i Richard Burton, marznąć na dachu kolejki i wspinać się po linie. I dobrze, bo to wyjątkowo piękne miejsce.

Czy Wy również, oglądając „Tylko dla orłów”, odnieśliście wrażenie, że do Hohenwerfen mogą dostać się wyłącznie osoby o silnych mięśniach, nerwach i brytyjscy agenci kontrwywiadu? Jeśli tak, to informuję od razu – do monumentalnej, wyglądającej na niedostępną, mrocznej twierdzy, wjeżdża się w kilka minut windą. Albo wchodzi pieszo wygodnym szlakiem. A w XVI wieku zdobyli ją… chłopi. Jak zawsze, Hollywood bawi się z nami w kotka i myszkę.

Hollydoodzki poradnik – jak NIE korzystać z infrastruktury turystycznej

Inwazję filmowców na Hohenwerfen poprzedza 900 lat burzliwej historii. Zaczęło się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie rosło… Tym trzęsieniem był konflikt, który wywrócił do góry nogami scenę polityczną Europy pod koniec XI wieku – tzw. spór o inwestyturę. Dziś powiedzielibyśmy, że był to „spór kompetencyjny”: chodziło o to, kto – papież czy cesarz – może wręczać nominacje biskupom.

Ponieważ Salzburg był we władaniu państwa kościelnego, ówczesny arcybiskup tego miasta, Gerhard Helfenstein, był w arcyniezręcznej sytuacji. Czując, że czasy nie są spokojne, rozpoczął budowę umocnień obronnych: trzech zamków, z których jednym był właśnie Hohenwerfen. Gdyby spodziewał się, że w twierdzy tej dożyje swoich dni, wypędzony z Salzburga przez cesarza, po niefortunnej politycznej wolcie na rzecz papieża i antykróla, być może zastanowiłby się trzy razy. Tak czy inaczej, arcybiskup zmarł w 1088 roku, a zamek stoi do dziś.

I dobrze, że stoi, bo było gdzie zrobić knajpę

Zanim twierdza osiągnęła dzisiejsze rozmiary, przeszła kilka faz rozbudowy, albo odbudowy po zniszczeniach. Największe wyrządzili wspomniani już zbuntowani chłopi, którzy wziąwszy twierdzę z całkowitego zaskoczenia, złupili ją, splądrowali i spalili. Zwiedzając dziś Hohenwerfen obejrzeć możemy animowaną rekonstrukcję tych zdarzeń. Jednak nawet ona nie jest w stanie wiarygodnie wyjaśnić zagadki, jak można było poddać tak położony i umocniony zamek uzbrojonym głównie w widły i cepy farmerom.

W panice można zapomnieć, że ma się armaty

W następnych wiekach losy zamku nie były weselsze – przez jakiś czas służył on za więzienie, a po sekularyzacji Salzburga i przejściu miasta pod wpływy Bawarii, twierdza popadła w zapomnienie i ruinę. Dopiero w latach 30. XIX wieku miejsce to odżyło, na fali romantycznej mody na średniowieczne ruiny. Spodobały się one cesarskiemu bratu Johannowi, który odrestaurował zamek i urządził tutaj bazę wypadową do polowań.

Jeśli taki widok nie zadowoliłby romantycznej duszy, to nie wiem, co by mogło

To co działo się tutaj podczas wojny ma mglisty związek z treścią słynnego filmu. Na ekranie pokazywany jest obóz szkoleniowy zlokalizowany u podnóży twierdzy, a nic takiego w pobliżu nie istniało. Jednak sam fakt odbywania tutaj szkoleń militarnych się zgadza – z tym że obóz dla żołnierzy był w samym zamku. Po wojnie kontynuowano ten trend i do 1987 roku szkolono tutaj policjantów z Salzburga. Dopiero od 1987 Hohenwerfen jest atrakcją turystyczną.

Zanim jednak się to stało, w 1968 roku twierdza została na dłuższy czas opanowana przez ekipę filmową „Tylko dla orłów”. Choć duża część ujęć z wewnątrz twierdzy powstała w brytyjskich studiach filmowych, to Hohenwerfen (filmowy zamek Adler) jest bohaterem tego filmu, nie mniej ważnym niż Eastwood i Burton. Z tym że, aby co nieco udramatyzować sprawę i uwiarygodnić tytuł, filmowano ją tak, aby wydawała się wyżej położona i bardziej niedostępna, niż jest w rzeczywistości.

Choć gdy się na nią patrzy, ciężko zrozumieć, dlaczego to było potrzebne

Gdy po raz pierwszy widzimy twierdzę na ekranie, wydaje nam się, że położona jest co najmniej tak wysoko jak schronisko pod Rysami. Nic bardziej mylnego – wzgórze, na którym ją zlokalizowano, ma wysokość niewiele ponad 600 metrów. Próżno szukać w okolicach zamku głębokiej otchłani, w którą dzielni alianci zrzucają niemieckich szpiegów. A już na pewno nie znajdziemy tutaj pamiętnej kolejki linowej, na której Eastwood i Burton uprawiają turystykę ekstremalną.

Montażyści sprytnie posklejali ze sobą kadry z różnych lokalizacji tak, by sprawiać wrażenie, że na Hohenwerfen wjeżdża się jak na Kasprowy Wierch. Tak naprawdę, wjeżdżamy kolejką naziemną, jak na Gubałówkę – tylko że o wiele szybciej. A materiał filmowy, który służył tym magicznym sztuczkom, powstawał innym miejscu, daleko na wschód od Salzburga, nieopodal Ebensee. Szczyt, na który wjeżdżała pojawiająca się na ekranie kolejka to Feuerkogel – dziś popularny kurort narciarski.

Widok prawdziwy, widok filmowy – jakieś różnice?

Gdy zwiedzamy Hohenwerfen tuż po obejrzeniu filmu, możemy popaść w mały zamęt, bo część widoków jest bardzo znajomych, ale całe otoczenie twierdzy to filmowa fikcja. Znajdziemy jednak dwa miejsca, które każdy widz z pewnością zapamiętał. Będąc na dziedzińcu widzimy wejście do jednej z wież – dziś znajduje się tam sklepik z pamiątkami. A w filmie było to wyjście ze stacji fikcyjnej kolejki linowej.

Niestety, Richard Burton nie mógł kupić pamiątkowego magnesu

Gdy zaś zejdziemy na zamek dolny (warto choćby dla pięknego widoku na twierdzę), znajdziemy ścianę, którą główni bohaterowie zdobywali wspinając się po linie. Co swoją drogą wydaje się zupełnie niemożliwe do wykonania – zimą, w rękawiczkach i bez zawiązanych na sznurze węzłów. No chyba że jest się Clintem Eastwoodem u progu kariery…

Początkujący aktor zawsze ma pod górkę

Do Hohenwerfen warto wybrać się niezależnie od tego, czy oglądaliśmy film, czy nie. Twierdza z bliska i z daleka wygląda bajkowo, tajemniczo i pięknie komponuje się w górskim krajobrazie. A gdy znajdziemy się w środku, spotkamy mieszkańców, których obecność nawiązuje do tytułu filmu. W okresie letnim na dolnym zamku organizowane są tutaj pokazy sokolnicze z wykorzystaniem drapieżnych ptaków. Tak więc – twierdza dla orłów, ale nie tylko.

Jedna uwaga do wpisu “Nie tylko dla orłów

Dodaj komentarz